Jak odróżnić zatokowy ból głowy od migreny?

Ból głowy występujący podczas ostrego zapalenia zatok nasila się przy sytuacjach zwiększających ciśnienie w obrębie zajętych zatok (podczas kaszlu, wysiłku, pochylaniu głowy). W przypadku migreny natomiast ból może się być pulsujący w czasie aktywności fizycznej.

Zapalenie zatok

Ból głowy występujący podczas ostrego zapalenia zatok jest pulsujący, rozpierający, nasila się przy pochylaniu głowy do przodu, przy kaszlu, aktywności fizycznej, próbie opróżnienia nosa, czyli w sytuacjach zwiększających ciśnienie w obrębie zajętych zatok. Zwykle najbardziej dokucza rano, nasila się też przy pochylaniu głowy.

Ból może również promieniować np. do policzków, do skroni, czy też do wierzchołka głowy. Bardzo charakterystyczne jest to, iż podczas uciskania czy też opukiwania okolicy zajętych zatok dolegliwości znacznie się nasilają.

Bezpośrednią przyczyną pojawienia się zatokowego bólu głowy jest gromadzenie się w rozpulchnionych na skutek zakażenia zatokach nadmiaru wydzieliny, która nie ma jak swobodnie spływać do nosa i poza organizm. To, gdzie i jak chory odczuwa ból, zależy od tego, która z zatok jest zajęta (np. policzek, wewnętrzne kąciki oczu, czoło) oraz może promieniować, np. do skroni, wierzchołka głowy. Zatokowy ból głowy towarzyszy ostremu zapaleniu zatok, w przewlekłym może w ogóle nie wystąpić.

Podstawą rozpoznania zapalenia zatok przynosowych jest prawidłowo zebrany wywiad z pacjentem oraz badanie fizykalne przez lekarza. W badaniach laboratoryjnych w morfologii krwi pojawia się leukocytoza, można również oznaczyć OB, który osiągnie wyższą wartość. Badaniem najlepiej obrazującym stan zatok jest tomografia komputerowa. Uwidacznia ona takie zmiany jak utrata upowietrznienia zatok, płyn w zatoce, polipy błony śluzowej czy ewentualne powikłania.

W obecnej dobie odchodzi się od wykonywania zdjęć rentgenowskich zatok, gdyż w porównaniu z tomografią dostarczają one niewielu informacji. Przydatne mogą być jedynie w ostrym zapaleniu zatok.

Zapalenie zatok przynosowych to jedno z najczęstszych schorzeń, które nas dopadają, i to niezależnie od wieku i płci. Co druga osoba miała z nim do czynienia przynajmniej raz w życiu, a około 15 proc. cierpi na jego przewlekłą postać. Objawy choroby nasilają się zwłaszcza w sezonie jesienno-zimowym, kiedy w powietrzu krąży znacznie więcej wirusów, bakterii i grzybów, a nasz układ odpornościowy – osłabiony dużymi skokami temperatury, zmieniającą się często wilgotnością, brakiem witamin i słońca – nie zawsze potrafi sobie poradzić. Szacuje się, że ok. 4,5 mln Polaków cierpi z powodu zapalenia zatok, jednak zaledwie połowa z nich ma tego świadomość. Gdy boli głowa, mówimy, że to migrena, nie szukamy przyczyn tego bólu, uważamy, że trzeba go przetrwać. To błąd! Warto udać się do dobrego laryngologa i sprawdzić, czy nie dopadło nas zapalenie zatok, z którym nowoczesna medycyna może poradzić sobie w małoinwazyjny sposób. A ból głowy? Jeśli wróci, to na pewno nie z powodu zapalenia zatok.

Migrena

Migrena jest jedną z najczęstszych przyczyn bólu głowy, dlatego warto umieć odróżnić ją od zatokowego bólu głowy.

Typowy ból migrenowy jest pulsujący (tętniący), choć może być też tępy, palący. Może być również odczuwany jako równomierny podczas przebywania w pozycji nieruchomej, a przy aktywności fizycznej zmienić charakter na pulsujący.

Zazwyczaj jest jednostronny. Najczęściej obejmuje okolicę nadoczodołową, skroniową, ucho, czoło, rzadziej dotyczy potylicy. W czasie trwania ataku bólu może się on rozwinąć w uogólniony lub przenieść na przeciwną stronę głowy.

Objawy podczas napadu stopniowo narastają, a jego czas to przeciętnie 6-8 godzin, natomiast częstość napadów jest sporadyczna lub do kilku napadów w miesiącu.

Kiedy trzeba pójść do lekarza?

W przypadku niepokojących objawów warto odwiedzić lekarza. Szczególnie jeśli:

  • objawy nie zmniejszają się w ciągu kilku dni (w ostrym zapaleniu zatok poprawa następuje już po 48 godzinach);
  • ból jest tak silny, że leki przeciwbólowe bez recepty nie pomagają;
  • dolegliwości dotyczą okolicy oka – obrzęk powieki, podwójne widzenie, pogorszenie widzenia lub gorsza ruchomość oka;
  • występuje bardzo silny ból lub obrzęk okolicy czołowej;
  • pojawiają się objawy neurologiczne;
  • w przypadku zapalenia zatok szczękowych (ból w okolicy górnych zębów lub policzka) warto odwiedzić dentystę, który lecząc ząb szybko usunie źródło stanu zapalnego.

Zdrowie i medycyna

Problemy z brakami kadrowymi wśród specjalistów i personelu pomocniczego przekładają się na niską dostępność usług medycznych. Jest to jeden z najgorzej ocenianych aspektów funkcjonowania służby zdrowia. Według badań CBOS aż 82% Polaków uważa, że ciężko jest umówić się na wizytę u specjalisty, a 71% negatywnie ocenia dostępność personelu w szpitalach.

Problem ten pogłębia biurokratyzacja placówek medycznych. Według raportu NIK lekarze poświęcają 33% swojego czasu na wypełnianie dokumentacji medycznej i inne czynności administracyjne podczas wizyty stacjonarnej i aż 43% podczas teleporady.

Pierwszym krokiem w zwiększaniu dostępności personelu medycznego powinno być zatem efektywne wykorzystanie czasu już zatrudnionych specjalistów. Można to zrobić np. przez:

  • stosowanie podejścia digital first wobec pacjentów, zgodnie z którym pierwszy wywiad medyczny przeprowadza się zdalnie, by ocenić konieczność skierowania na wizytę osobistą,
  • integracje systemów informatycznych (np. z narzędziami do obsługi diagnostyki laboratoryjnej i obrazowej), 
  • automatyzację przepływu informacji pomiędzy poszczególnymi placówkami, co usprawni podejmowanie decyzji o leczeniu,
  • cyfryzację procesów administracyjnych (prowadzenie rejestrów elektronicznej dokumentacji medycznej),
  • wdrożenie systemów do automatyzacji rejestracji wizyt, które m.in. przypominają pacjentom o terminie konsultacji i zmniejszają liczbę „okienek” w grafikach lekarzy.

Każda automatyzacja, która pozwala odciążyć personel medyczny od żmudnych i powtarzalnych zadań, przekłada się na większą dostępność usług, wyższy poziom satysfakcji pacjentów i lepsze doświadczenia samych medyków. Ten ostatni aspekt jest szczególnie istotny w kontekście zmniejszania braków kadrowych i zachęcania wykwalifikowanych specjalistów do pracy w polskich firmach. 

Przyszłość nowych technologii w medycynie rysuje się w jasnych barwach – co do tego nie można mieć nawet cienia wątpliwości. Całodobowa dostępność czy nieustanny wzrost popularności akcesoriów do monitorowania funkcji organizmu (takich jak pulsometry, krokomierze) otwierają przed telemedycyną gigantyczne możliwości. Co więcej, pojawia się coraz więcej firm i startupów produkujących urządzenia, które ułatwiają zapewnienie lepszej opieki medycznej przez Internet.

Już dziś, spełniając zapotrzebowanie w zakresie telemedycyny, rośnie rynek produktów umożliwiających zdalne monitorowanie stanu zdrowia. Według szacunków ekspertów, wartość tego rynku do końca 2027 roku na całym świecie ma wynieść 43 miliardy dolarów. Jego rozwój jest zgodny z najnowszymi trendami, które mają optymalizować działalność placówek medycznych poprzez zapewnienie pacjentom w jak najszerszym zakresie opieki w miejscu zamieszkania oraz interweniowanie tylko w koniecznych sytuacjach. Przewiduje się również, że cały globalny rynek opieki zdrowotnej online będzie rosnąć w tempie 14,5% rok do roku, co oznacza że w 2027 roku może on osiągnąć wartość 230,6 miliarda USD.

Obecny poziom finansowania i wprowadzone regulacje w obszarze technologii nielekowych w znacznym stopniu utrudniają wprowadzanie innowacyjnych rozwiązań medycznych. Ponadto nieaktualizowane od wielu lat limity finansowania zmuszają pacjentów do ogromnych dopłat z własnej kieszeni do dostępnych na rynku wyrobów.

Ogólna wartość rynku wyrobów medycznych liczona przychodami firm to 17,5 mld złotych. W 2020 roku ogólna wartość produkcji krajowej branży wyrobów medycznych wyniosła blisko 11 mld złotych. To imponujący wynik, na który złożyła się praca 5266 podmiotów – wytwórców, importerów oraz dystrybutorów wyrobów medycznych oraz blisko 30 tys. pracowników zatrudnionych w tych firmach.

Pomimo rosnącego wpływu na polską gospodarkę, firmy działające w obszarze wyrobów medycznych borykają się ze znaczącymi przeszkodami systemowymi, które w dużej mierze odbijają się na polskich pacjentach. Jednym z palących problemów jest kategoryzacja oraz poziom finansowania wyrobów wydawanych na zlecenie. W Polsce przeznacza się na nie jedynie 1% ogólnego budżetu NFZ. Dla porównania nakłady per capita w krajach Grupy Wyszehradzkiej są średnio 3 razy większe. Odbija się to na kieszeni pacjentów, którzy do wyrobów dopłacać muszą aż 39% ich ogólnej wartości, czyli o kilkanaście punktów procentowych więcej, niż w Czechach czy na Słowacji.

Kategorie, które wymagają jak najszybszej rewizji to między innymi wózki inwalidzkie, peruki, protezy piersi, produkty stomijne czy aparaty słuchowe. Tylko w przypadku tych ostatnich, w ubiegłym roku polscy pacjenci musieli dopłacić ponad pół miliarda złotych. Limity finansowania stosowane w wymienionych grupach sprawiają, że pacjenci zmuszeni są do korzystania z bardzo podstawowych produktów lub, jak w przypadku stomii, mają dostęp do takiej liczby wyrobów, która nie spełnia ich miesięcznego zapotrzebowania. Godzi to w ich zdrowie i godność, pogarsza komfort leczenia czy rehabilitacji oraz znacząco przedłuża hospitalizację.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *